Sunday 27 July 2014

Kryształki japońskie (znane jako algi) i Water Kefir, czyli najlepsza lemoniadka pod słońcem!


WATER KEFIR GRAINS

Nasze ukochane i niezastąpione:

Japońskie kryształki, czyli według Wikipedii: znane również jako algi, algi morskie, water kefir grains, water kefir grains, seaweed, tibicos, tibi kernel, graines vivantes, grains de kéfir) – są to mikroorganizmy zdolne do fermentacji, będące koloniami bakterii (Lactobacillus, Streptococcus, a także Pediococcus i Leuconostoc) i drożdży (Saccharomyces, Candida, Kloeckera i prawdopodobnie jeszcze co najmniej dwa gatunki).


Ich pochodzenie nie jest znane – wiadomo jednak, że występują w Meksyku w niektórych gatunkach kaktusów, gdzie mają pod dostatkiem swego naturalnego pożywienia, czyli wody z cukrem. Ich nazwa w tamtym regionie to Tibi albo Tibicos. Aktualnie hodowane są na całym świecie, a skład mikrobiologiczny poszczególnych kolonii może znacznie się różnić. Wbrew niektórym nazwom ("algi" itp.) nie mają nic wspólnego z prawdziwymi algami.

Masa "kryształków", czyli kolonia bakteryjno-drożdżowa, jest zbudowana głównie z dekstranu –polisacharydu powstałego z cząsteczek glukozy. "Kryształki kefiru wodnego", w przeciwieństwie do tych, które wytwarzają kefir mleczny, nie syntetyzują kefiranu, który jest podobnie jak dekstran polisacharydem (zbudowany zarówno z glukozy, jak i galaktozy).

Jako produkt uboczny metabolizmu tych symbiotycznie żyjących bakterii i drożdży powstaje z posłodzonej wody, soków owocowych i suszonych owoców orzeźwiający napój – kefir wodny. Zawiera m.in. dwutlenek węgla, alkohol etylowy i kwas mlekowy."

Prof. Menkiw, który całe swoje życie poświęcił badaniom tych alg stwierdził, że w tym regionie takie choroby jak gruźlica, rak, schorzenia żołądka zupełnie są nieznane. W Niemczech potwierdzał lecznicze działanie alg dr. Drasek już przed II wojną światową. Algami uzdrawiał katary i schorzenia układu oddechowego, żołądka, chroniczne zapalenie jelit, zapalenie wątroby i kamienie żółciowe, choroby pęcherza i wspierał rekonwalescentów po ciężkich chorobach.
Japońscy naukowcy stwierdzili, że algi powodują aktywność systemu immunologicznego organizmu w szczególności komórek tzw. „walczących” z T - lymphozytem, które mają za zadanie niszczenie komórek rakowych.

O zgrozo, czytam o moich ukochanych kryształkach i łapię się za głowę. Oczywiście, jest wiele trafnych uwag i spostrzeżeń, ale na wielu forach i stronach poświęconym w.w. kryształkom zaleca się ich przepłukiwanie pod bieżącą wodą! Uuuuu la laaa... Nie. Nie, moi drodzy, tego NIE ROBIMY - tibicos nie znoszą chloru (poza aluminium i innymi metalami). Znam przypadek, gdzie lemoniadka śmierdziała gnojem przez tego typu przepłukiwanki! Oj tak. Pysznie nie było. ;)

Co potrzebujemy, aby uzyskać drugi najlepszy (zaraz po piwie, wg Coponiektórych ;) ) napój pod słońcem??

4-5 łyżek kryształków
6-8 łyżeczek brązowego (najlepiej choć niekoniecznie ekologicznego ale nierafinowany to zupełny MUS) cukru trzcinowego - można użyć syropu klonowego, można użyć stevii, albo też cukru kokosowego, ale nigdy miodu - ma właściwości bakteriobójcze - tego nie chcemy!
około 2 litry przefiltrowanej bądź dobrej jakościowo butelkowanej zimnej wody
kilka suszonych owoców, które nie zostały maczane w żadnych siarczanach
Duży słoik
Kawałek tetry
Gumka recepturka
Drewniana bądź plastikowana łyżka
Plastikowe/bambusowe/a nawet może być i szklane - tylko nie metalowe(!) sitko.

Ja robię to tak:

Gotuję pół szklanki wody, w której rozpuszczam cukier (jeśli używam syropu klonowego oczywiście ten moment pomijam), a następnie wlewam razem z zimną wodą do słoika. Dorzucam suszone owocki i kryształki. Przykrywam słoik tetrą, żeby żadne muszki owocówki nie zrobiły sobie zdrowotnej kąpieli i mam. A właściwie za 2 dni mam to co chciałam. Bo właśnie po tych 48 godzinach (wg mnie najlepszy smak, ale to wszystko zależy od warunków i gustów - musicie wyczaić ten SWÓJ smak sami moi drodzy!) przelewamy lemoniadkę (tak tak, to już nie woda, to magiczny eliksir lemoniadkowy!) do butelek, które korkujemy/zakręcamy.

Możemy dodać już do butelek co nam się żywnie podoba - ja uwielbiam dodawać zgniecione jagody/maliny, kawałki nektarynek, czasem kilka kawałeczków kory z cynamonu, albo też szczyptę świeżego imbiru, mięty, czy po prostu cytryny. Ostatnimi czasy szałem są lemoniadki z moimi ukochanymi olejkami doTerry (lime, spearmint, lemon, wild orange, citrus bliss, etc). C - U - D - O !!

Hola hola! A co z kryształkami, które dalej siedzą w durszlaku?! A no siedzą, bo czekają jak rybki na zmianę akwarium. Czyli historia lubi się powtarzać. Tutaj co dwa dni. Albo w upały - codziennie. (dobrze, że skurczybyki lubią się namnażać gdy czują się zadbane, wtedy można powiększyć hodowlę i nie czekać dwóch dni na lemoniadkę, która znika w mgnieniu oka - nic tak nie gasi u nas pragnienia jak ona!)

Zamkniętą szczelnie butelkę lubię przetrzymać w temperaturze pokojowej na drugą fermentację jeszcze z jeden do dwóch dni (ponownie - wszystko zależy od warunków/pogody - jak ciepło, to 1 dzień zupełnie wystarczy). Wtedy zaczyna gazować ! No i siup, do lodówki - przedstawiam Państwu probiotyczna domową lemoniadę o smaku, jaki sobie tylko wymarzycie!

Wodę można zastąpić sokiem owocowym (ale to tylko raz na jakiś czas, żeby nie zabić kwasami owocowymi kryształków), można także użyć wody kokosowej, ale jako że ta jest dość droga, jeszcze nie próbowałam (choć ze względu na jej ogromne właściwości hydrolityczne i ogólnie pro zdrowotne, na pewno spróbuję!). Podejrzewam, że najlepiej byłoby kupić kilka dorodnych kokosków i problem kosztów załatwiony. Mi się to nigdy nie udało, choć kiedyś otwierałam 10 tych włochatych rozbójników i każdy jeden miał prawie pół litra wody w sobie. "Niestety" wszystko zdążyłam pochłonąć zanim zdążyło się zagrzać - ubóstwiam wodę kokosową!! To był najdoskonalszy ciążowy napój pod słońcem.

P.S. Wody kokosowej (prosto z młodego kokosa) można użyć w sytuacjach krytycznych do transfuzji zamiast krwi! Jest najlepszym naturalnym napojem izotonicznym, posiadającym taki sam poziom elektrolitów jak osocze ludzkiej krwi i jest sterylna!

P.S.S. Jeśli lubisz cider (jabłkowy napój wyskokowy) wystarczy, że do świeżo wyciśniętego soku jabłkowego dodasz kryształki i parę rodzynek i potrzymasz 3-4, czasem i 5 dni. Wtedy zawartość alkoholu będzie już bardziej wyczuwalna... Ale takie  rewelacje należy robić z nadmiarem kryształków, bo to bardzo je męczy i często wykańcza..

A z czym ten mój magiczny water kefir aka lemoniadkę się je?


( Zaczerpnięte z http://instytutarete.pl )

ZASTOSOWANIE:

Kuracja powinna potrwać 5 - 6 miesięcy. Kryształy stosuje się do leczenia: wysokiego ciśnienia. dolegliwości: sercowych, nerwic, wszystkich schorzeń wewnętrznych oraz schorzeń skórnych. Zapobiegają
rozprzestrzenianiu się nowotworów!
Ponieważ kryształy japońskie dość trudno zdobyć, nie należy ich niszczyć, lecz przekazać innym potrzebującym osobom.

SKUTECZNE PRZY SCHORZENIACH:

Dolegliwości układu nerwowego, wrzody wewnętrzne, bronchit, skleroza, zawały serca, woreczek żółciowy, wątroba i nerki, żółtaczka zakaźna, żołądek i jelita, biegunki, zaparcia, anemia, różnego rodzaju wysypki, egzemy, łuszczyca.
Algi zapobiegają procesom gnilnym materii w jelitach, dzięki czemu uzdrawiają i przedłużają życie. ( przyp mój własny: skutkiem 'ubocznym' jest regulacja metabolizmu, więc i utrata wagi. Oprócz tego dodają ogromną energię, gdy wypija się je na czczo z rana!)

I jako kosmetyk doskonały - stosuje się je do przemywania twarzy i ciała. Znakomicie działają na wszelkie podrażnienia skóry, wygładzają, usuwają martwy naskórek.

DOZOWANIE:

nadpobudliwość nerwowa - l litr dziennie
wrzody żołądka - l litr dziennie
astma i bronchit - l litr dziennie (przy astmie należy używać dłuższy okres czasu)
anemia i białaczka - l litr dziennie (w cięższych przypadkach 2 litry dziennie)
wysypki i egzemy - 0,5 litra dziennie (oraz zewnętrznie natrzeć algami i czekać aż wyschnie)
zapalenie pęcherza - l litr dziennie
schorzenia nerek - l litr dziennie
schorzenia woreczka żółciowego - l litr dziennie (po 2-6 tygodniach zaleczone)
nadciśnienie - l litr dziennie normalizuje ciśnienie.
W przypadku schorzeń rąk i twarzy, myć je rano wodą z alg; po l do 2 tygodni zaleczają nawet najbardziej ., uparte" schorzenia skóry.
Tak. Sami widzicie - i jak tu bez nich można żyć??

Jeśli ktoś jest zainteresowany takimi kryształkami a nie może ich nigdzie znaleźć w okolicy, chętnie je wyślę, tylko wtedy trzeba będzie więcej cierpliwości, bo zanim 'odżyją' trzeba będzie zlać je ze dwa, czasem trzy razy. Zależy jak długo będą musiały podróżować...

Friday 25 July 2014

Przepyszny smoothie!



Lubię smoothie (koktaile) bez nabiału rzecz jasna i z dużą ilością zieleninki. Na szczęście moje dziewczynki tez je lubią. Oto jeden z ulubieńszych:


2 duże liście jarmużu z ogródka, (Nie, nie koniecznie musi być z ogródka, ale byłoby najfajniej. Wtedy naprawdę wiesz co jesz, w pełni ekologicznie, no i fakt, że wyhodowałeś sam powoduje, że wszystko jest o niebo smaczniejsze!) 

jeden ekologiczny banan, 

dwa ekologiczne passion fruits (albo marakuje?), 

ekologiczna nektarynka,

ekologiczna śliwka 

jeden daktyl Medjool (są CUDOWNE w smaku! Jeśli ich jeszcze nie próbowałeś/łaś to koniecznie nadrób to jak najszybciej. Mi w smaku przypominają karmel, są mięciuśkie i bez namaczania, bo są takie soczyście mięsiste, mrrrraaauu!)

garść ekologicznego surowego sezamu 

i oczywiście water kefir* czyli po mojemu 'lemioniadka' (o czym też za chwilę!)

Wrzucamy wszystko do blendera, zalewamy lemoniadką i Voila! Pychota!


* - czyt. lemoniadkę można zastąpić mlekiem kokosowym, ryżowym, z płatków owsianych, czy zwyczajnie wodą. Podobnie zresztą jak śliwkę można zastąpić gruszką, banana na przykład dzielnie zastąpić może awokado, sezam to może być konopia, mak, chia, albo i matcha - i można zrobić z tego zupełnie inny smoothie. I na tym to właśnie polega! 


Ja wrzucam zawsze co mi w ręce wpadnie i rzadko kiedy smak nie jest powalający! A jeśli już coś mi nie przypasuje, to uzupełniam czymś, co wg mnie, w danej sytuacji naprawi smaczek. 


Na zdrówko!


Wednesday 23 July 2014

Rozbieraj się! Jesteś PIĘKNA/PIĘKNY!

Chodź tu ... tu.
Bliżej ... naprawdę blisko.

Czy czujesz mój oddech na swym policzku? Tak? Dobrze.

Teraz zdejmij ubranie.
Słyszałaś mnie. Wszystko. Teraz.
Ten płaszcz osobistej dezaprobaty. Nie ma.
Tę spódnicę z długo trzymanego wstydu. Spal ją.
Te zbyt małe buty, które wydawało Ci się, że musisz mieć by być piękną. Śmieci.
Kieszenie wypchane niewypowiedzianymi marzeniami. Opróżnij je teraz.
Ten wielki stary brzydki sweter udziergany z każdego słowa nienawiści dotąd usłyszanego. Pieprzyć to gówno.
Nadszedł czas, aby zdjąć te ubrania, do cholery!
Nareszcie stoisz. Bez swojej zbroi.

Bez talizmanów i amuletów i wszystkiego, czego zawsze chciałaś i wierzyłaś, że na pewno musisz posiadać, aby być. Wszystko. Nie ma.

I oto jesteś. Cala ty. Absolutna, zapierająca dech, niesamowicie idealna. Zostawiłaś to za sobą, czyż nie jesteś piękna?
Dokładnie cała ty. Żadna z tych rzeczy nie była konieczna.

I tak, chcesz uciekać i ukrywać się. Tchórzysz w przygotowując się do oceniania, podmuchu zimnego powietrza i kąpieli wstydu, który z pewnością nadejdzie. 

Tylko że ... nie. Powietrze jest ciepłe i pokój jest wypełniony miłością. Nie ma osądzania. Brak tu ostrych słów.

Jesteśmy zbyt przejęci twoim pięknem, żeby go zauważyć.
Jesteśmy zdumieni twoja odwagą i czujemy respekt do twojej siły. Oto jesteś i robisz dokładnie to, co robić powinniśmy wszyscy, ale nie możemy się całkiem na to zdobyć.

Usunięcie wszystkiego, czego ci nie służyło, dało miejsce aby zaprosić ponownie do domu to, co od dawna było twoje.
 
Zawołaj to do domu, kochanie, przywołaj z powrotem.
 
Możesz tańczyć samemu, kiedy tylko muzyka cię poniesie.
Możesz czytać swoje wiersze do trzystu osób, chociaż nogi się trzęsą.
Możesz wysłać tę powieść, w którą wylałaś swoje serce do najlepszego wydawnictwa w kraju.
Możesz nauczyć się skakania ze spadochronem, wrócić do szkoły, urodzić dziecko na własnych warunkach, zakończyć swoje małżeństwo, zakochać się, podnosić głos, wyrażać swoje zdanie, zaproś wyniki przeżywania życia takiego o jakim marzyłaś.

To wszystko w Twoich rękach.

To wszystko w Twoich rękach.

A kiedy będziesz gotowa, aby się ubrać ponownie, znajdziesz tylko najlepsze tkaniny; przewiewne, lekkie i piękne. W kolorach, które sprawią, że będziesz promieniowała od wewnątrz. I choć możesz wybrać by zakryć się ponownie, nawet o tym nie zamarzysz.

Doświadczyłaś magii przejrzystości i widziałaś jak szalenie piękny świat wygląda gdy rozświeta się w nim twoje światło.

~ Jeanette LeBlanc

Monday 21 July 2014

Bardzo istotny dla mnie post. Palenie i jego wpływ na dzieci!



O czym ja mam niby pisać? Przecież tyle tego jest… Od czego by tu zacząć?




No jak to? Taką oto perełeczkę znalazłam, więc się muszę koniecznie podzielić!

PALENIE rodziców i jego wpływ na dzieci - wywiad z Doktor Nancy Snyderman, (MD, NBC Redaktor Naczelny działu medycznego i członek AAO-HNS).

Tu artykuł w pełnej okazałości ale po angielsku:

P. Co to jest ‘Dym z trzeciej ręki?’

O: Termin “dym z trzeciej ręki” jest stosunkowo młody, a określa zanieczyszczenia chemiczne z dymu papierosowego, które pozostają w powietrzu i na powierzchni, nawet po ugaszeniu papierosa.Chemikalia te pozostają przez długi okres i mogą być ponownie wchłonięte przez organizm w przypadku połknięcia lub wdychania.

Z ostatnich badań przytoczonych w czasopiśmie medycznym Pediatrics wynika, że ryzyko dymu z trzeciej ręki jest raczej nieznane u badanej grupy dorosłych.Ponieważ termin jest tak nowy, naukowcy zapytali ludzi, czy zgadzają się ze stwierdzeniem, że oddychając dzisiaj powietrzem w pomieszczeniu, gdzie ludzie wczoraj palili może zaszkodzić zdrowiu niemowląt i dzieci. Tylko 65 procent osób niepalących i 43 procent palaczy zgodziło się z tym stwierdzeniem.

P. Jaka jest różnica pomiędzy dymem z trzeciej ręki a innymi pojęciami, takimi jak “bierne palenie”?

O. Istnieją zasadniczo trzy różne rodzaje zagrożenia, jakie są wytwarzane z dymu z papierosa.
Pierwszym i najbardziej oczywistym jest ten, że palacze wdychają dym bezpośrednio do płuc. Ten dym zawiera najwyższy poziom toksyn powodujących raka, ale może również powodować inne problemy zdrowotne, takie jak pogorszenie się dziąseł i zębów, lub zmniejszanie poczucia zapachu i smaku, nie licząc wielu innych. Ten dym jest bardzo niebezpieczny dla osoby palącej ale i także i niebezpieczne dla innych, gdy palacz już ten dym będzie wydychać.
Bierne palenie jest połączeniem dymu z palącego się papierosa oraz dymu wydychanego przez palacza. Znany także jako środowiskowy dym tytoniowy (ETS), może to być rozpoznany łatwo dzięki charakterystycznemu zapachowi. W ETS zidentyfikowano ponad 4000 różnych chemikaliów gdzie co najmniej 43 z tych substancji jest rakotwórcze.
Wreszcie dym z trzeciej ręki opisuje pozostałe cząsteczki dymu, które pozostają na otaczających powierzchniach, takich jak ubrania, meble i dywany (skóra, włosy - przyp mój własny, nie mogłam się powstrzymać). Badania wykazały, że tego rodzaju pozostałości są szczególnie szkodliwe dla dzieci, ponieważ dzieci często raczkują na, bawią się bądź dotykają skażonych powierzchni.

P. Jeśli palę na zewnątrz, to czy jest to wciąż szkodliwe dla mojego dziecka?

O. Tak. Nawet jeśli bezpośrednie papierosowy dym bądź też bierny nie dociera do dziecka, dym z trzeciej ręki może być uwięziony we włóknach ubrania lub we włosach (o! a nie mówiłam? ha!). Jeśli podniesiesz swoje dziecko lub gdy cię ono przytuli, cząstki dymu mogą być wchłonięte do jego ciałka. Cząstki mogą pozostawać przez długi czas, więc nawet jeśli paliłeś/łaś papierosa w godzinach porannych, a następnie nie miałeś/łaś kontaktu z dzieckiem aż do wieczora, możesz wciąż narażać je (dziecko) na wdychanie niebezpiecznych toksyn. W rzeczywistości, w jednym z badań stwierdzono, że aż 90 procent nikotyny w papierosach dymu zostaje na pobliskich powierzchniach. (!!!)
Dla twojego zdrowia, a zwłaszcza dla zdrowia dziecka najważniejsze jest to, aby rzucić palenie całkowicie.

P. Co mogę zrobić by uchronić moją rodzinę?

O. Po pierwsze, i najważniejsze, jeśli palisz, przestań. W razie potrzeby skonsultuj się z lekarzem w celu uzyskania pomocy. Istnieje wiele nowych dostępnych zasobów, które pomogą Ci wyjść z nałogu poprzez farmaceutyki (NIE POLECAM oczywiście) aż do grupy wsparcia (to już bardziej, choć osobiście uważam, żę tylko MY jesteśmy w stanie poradzić sobie z każdym problemem - medytacja to wspaniałe medium do osiągania zamierzonych celów! -przyp. moj własny rzecz jasna)

Należy również rozważyć zakaz palenia w domu i samochodzie. Nie pozwalaj nikomu palić w dowolnym miejscu w domu lub w dowolnym momencie w samochodzie. Badania wykazały, że rodzice, którzy egzekwują zakaz palenia w domu mają nastolatki, które nie chcą eksperymentować z papierosami.

Wreszcie, jeśli regularne palenie w domu było praktykowane, należy rozważyć wymienienie tanich przedmiotów takich jak poduszki, dywaniki i zasłony. Dla przedmiotów, takich jak kanapy i dywany, należy rozważyć dokładne czyszczenie parą, które może pomóc zmniejszyć ilość niebezpiecznych cząstek, zanieczyszczeń i alergenów, które wciąż mogą (i są) być uwięzione w ich włóknach.

KONIEC. Ale tylko wywiadu, choć według mnie był naprawdę świetny! Na temat papierosów, egoistycznych wyborów i zdrowia dzieci można by pisać, i pisać, i pisać, i robić potem z tego papier marche i ulepić konia Trojańskiego, jeśli nadarzyłaby się ku temu okazja i potrzeba.
Myślę jednak, że zakończymy na razie dywagacje na ten temat, choć nie mówię, że do niego wkrótce nie powrócę...

Nie palcie proszę! Dacie radę, są fajniejsze rzeczy żeby robić, niż 'na coś umierać'! A zresztą, Fabio ma rację - usta zostały stworzone do ciekawszych celów niż wdychanie 7000 toksyn! Nie ma nic seksownego w paleniu, a fu. Tak tak, wg mnie, bo piszę przecież ja. Panie Prezesie. Żeby nie było urażeń i obrażeń i takich tam. Buziole Kochani!! Powodzenia w rzuceniu tego okropieństwa!


Friday 18 July 2014

Tarczycowe opętanie - czyli jak pokonać stwora bez robienia sobie kuku...

Rzuca mną. Płakać mi się chce, smutno, wszystko nie tak, mimo, że się nie daję!

Hormony.



Mmm... 'Kocham'. Och, gdyby mężczyźni byli w stanie zrozumieć, o ile mniej przykre byłyby te momenty!

Ale dzisiaj nie o nastrojach ani walkach damsko-męskich, o nie, nieee.. Dziś o tarczycy.


>Moja< tarczycowa historia zaczęła się około 6 miesięcy po urodzeniu pierwszej córeczki. Wybuchy niekontrolowanej złości, niewyjaśnione ataki płaczu, utrata wielu wspomnień (choć może to stres?), depresja, nagła, znaczna utrata wagi, “druga broda”, ciągłe zimno, absolutny brak libido…

Poszłam więc pewnego razu do lekarza, który stwierdził u mnie nadczynność tarczycy. Zlecił badania za kilka tygodni, by stwierdzić później niedoczynność (‘zazwyczaj tak właśnie się dzieje’) i przepisać mi Euthyrox, który brałam przez kolejnych 5 lat i który miał mi towarzyszyć ‘do końca’ (objawy przemieniły się w nerwowość, napady gorąca, osłabienie, drżenie rąk, kołatanie serca, tzw “wole” pod brodą).

Wiadomo, wtedy pochłonięta jeszcze przez system, wierzyłam. Mocno. Lekarz mówił, że to jedyne wyjście, wiec kurację kontynuowałam.

Kiedy moja cudowna Mama, została zdiagnozowana z rakiem, nasze zainteresowanie zdrowiem oraz alternatywnymi - naturalnymi - (moim zdaniem to te alternatywne, powinny nazywać się konwencjonalne) metodami jego odzyskania.

Mamusia odeszła w skutek radioterapii. Nawet cholerny akt zgonu podawał to, jako główną przyczynę śmierci. Nasze podejście do świata medycyny konwencjonalnej sięgnęło zenitu. Każda myśląca osoba zrozumie o czym mowię. Minęły 3 ciężkie miesiące.

Urodziła się moja druga córka. Karmiąc piersią interesowało mnie wszystko, co mogłoby mieć jakikolwiek wpływ na moje dziecko.

Czytałam książki i artykuły, wyniki badań, rozmawiałam z wieloma osobami dookoła świata. Aż natknęłam się na “Thyroid Alternative” Nikolasa Hedberga. (http://www.amazon.com/gp/product/B008WB3HT0/ref=kinw_myk_ro_title ).

Od tego momentu minęło trochę ponad rok, bo tyle już nie biorę hormonów.

http://www.positivehealth.com/article/medical-conditions/natural-approaches-for-an-overactive-thyroid-a-personal-story - tu jest ładnie opisana tarczyca i nawet rysunki sa dla ciekawskich ;)

Okazuje się, że całe te badania hormonów TS i TSH nie mówią nam NIC o problemach z tarczycą (ani o hormonach, które są można powiedzieć jeszcze istoniejsze, takich jak T3 i T4), ale jak to w Big Pharma (BP) stylu, biznes robi się, na zaleczaniu objawów (często kosztem występowania innych, strasznych skutków ubocznych ), a nie na wyleczeniu, poprzez odnalezienie przyczyny, tak więc leki trzeba brać! Najbardziej zawsze strasząca (tu też zupełnie w stylu BP) śmieszyła mnie uwaga na ulotce tych moich nieszczęsnych hormonów: “Absolutnie nigdy, pod żadnym pozorem, nie można odstawiać leku bez uprzedniej konsultacji z lekarzem.”

Ależ oczywiście.

Wpływ na nasze zachowanie/samopoczucie oraz na naszą tarczycę, ma nie tylko ilość wytwarzanych przez nas hormonów, ale także przyczyny, dla których te hormony nie są wytwarzane! A to natomiast wiąże się, na przykład ze stanem naszych gruczołów adrenalinowych (których pracę można, a nawet należy wyregulować w naturalny sposób), zespołem nadwrażliwego jelita, czy też nie w pełni sprawną wątrobą. Na przykład:www.mindbodygreen.com%2F0-11472%2Feverything-you-need-to-know-about-adrenal-fatigue.html&h=LAQEi8y0f )

I to wszystko da się wyleczyć bez farmaceutyków - wystarczy zorientować się gdzie jest najbliższy herbalista chociażby, albo zakupić sobie 2 kilogramy Różowej Soli Himalajskiej (nie, żeby było tyle potrzebne do wyleczenia tarczycy, ale po prostu ‘przy okazji’ do użytku w kuchni, bo sól ta jest niewiarygodnie bogata w minerały niezbędne dla naszego rozwoju/zdrowia i jako najstarsza z soli jest także najczystszą, bo pochodzi z okresu gdzie zwyczajnie nie było zanieczyszczeń)…

Można pić taką sól codziennie rano, na czczo (bodajże pół łyżeczki na szklankę wody - nie pamiętam dobrze, bo próbowałam raz, czy nawet dwa, ale stwierdziłam natychmiast i bez wahania, że ta metoda jest zwyczajnie nie dla mnie), można jeść zdrowo, eliminując śmieciowe, czyli wysoko-przetworzone pokarmy, w dietę bogatą w orzechy (zwłaszcza w brazylijskie, które nota bene były zawsze moimi ulubionymi - teraz rozumiem, że po prostu moje ciało domagało się ratunku w okresie, gdy go zwyczajnie nie słuchałam). Można, a właściwie należy odstawić kawę i wszystkie inne stymulanty - i znowu wracamy do zdrowego odżywiania - można zacząć uprawiać sport, pić całe mnóstwo soków z zielonych warzyw albo jak ja (i co mi pomogło najbardziej) zacząć medytować. Ostatnimi czasy odkryłam niewiarygodne remedium w postaci Ziemi Okrzemkowej, ale to już inna historia..

Obiecuje, że i dla niej znajdę chwilkę by coś naskrobać! Oj, bo warto!

Tuesday 15 July 2014

Pogmatwanie z poplątaniem...

Dawno nie pisałam, fakt. Troszkę się u mnie zamąciło, pomieszało i ogólnie (i najbardziej) odwróciło do góry nogami. Zupełnie nieoczekiwanie, nagle ..a jednak ciągnęło się to przecież już od tylu lat...
Bum.

A właściwie KABOOM!

Nie będę tu jednak pisać o szczegółach, bo po co to komu. (!) Paparazzi wprawdzie nie wiedzą gdzie mieszkam, zdjęć mi nikt nie będzie robił, ale nie ma co kusić losu! Przecież. A z resztą blog to nie pamiętnik (?)... No, a ja nie 'z takich', selfie też nie lubię... ; )

Dziwaczka.

Przeprowadziłam się, mieszkam w wymarzonej wręcz okolicy. Domek mam piękniutki malutki i magiczny ogród (Fairy Garden dokładnie mówiąc...) z widokiem na morze! (edit. tu musiał być wykrzyknik. Morze to był zawsze mój ..ratunek, moje marzenie. Bo ja zawsze marzę, że może nad morzem... Ba, kiedyś to nawet sobie wymarzyłam. Ale to już inna bajka...)

I mamy las pod nosem, w którym prawie codziennie czyhają na mnie i moja młodszą (bo starsza spędza wakacje u Babci) córeczkę jakieś przygody! I jest plac zabaw z widokiem na morze i sąsiad dobry znajomy, który hoduje wszystko organicznie/ekologicznie i mam nowy malutki samochodzik (aka Resorak) - ogólnie marzenie. Wymarzone w dodatku marzenie. A wszystko bo podjęłam (prawie*) najcięższą decyzję w moim życiu. I nie było łatwo, i nie było lekko, ale -wreszcie- musiałam zaryzykować.

I mimo, że rzeczy nie ułożyły się (jeszcze) tak jak miałam ogromną nadzieję, by się poukładały, to jednak wciąż/na tę chwilę uważam, że to była najlepsza decyzja w moim życiu. Wróciłam. Znowu mam siłę.

( Jako że mieszkam teraz niejako na wsi, to częstymi gośćmi są u nas w domu OGROMNIASTE, wręcz gigantyczne mucholce, czyt. muchy. I ostatnio zadaję sobie takie pytanie.. Bo ja nie mam nic do much, żeby było jasne. Ale męczy mnie to okrutnie. Bo niby dlaczego te muchy nie mogą sobie latać po cichu? Po co to bzyczenie, ja się pytam!
Piszę o muchach, bo tworzą soundtrack do tego wpisu.

Tylko dziś wyjątkowo tłusty ten bas, można powiedzieć...

Ot, taka mała dygresja. Ale wracając... Żegnamy reklamy. )

Zatem drogie Pani i drodzy Panowie - nie bójmy się zmian! Nie bójmy się marzyć! I nie wstydźmy się wierzyć! Nic nie dzieje się bez przyczyny. I zmiany, może nie od razu, ale wierzę, że zawsze, przyniosą coś dobrego. A na pewno lepszego.

Miała przewrotny pomysł:
będzie spędzać więcej czasu na rzeczach naprawdę istotnych w życiu.
 Pierwsze na liście = oddychanie.
W chwilach największych stresów życiowych, chorób bliskich ( = bezradności), w chwilach samotności, bądź najnudniejszej nudy, w chorobie i w złości i w czarnej dziurze i głęboko w... Polecam Medytację. Pomogła mi naprawdę nie raz.
W chwilach najczarniejszej rozpaczy, gdy dowiadujesz się, że najbliższa ci Osoba umiera i gdy naprawdę umiera. W momencie gdy nagle dochodzi do Ciebie, że się myliłaś, że wszystko w co dotąd wierzyłaś - jest kłamstwem. Kiedy cały Twój dotychczasowy świat legnie pod gruzami. Raz za razem. Gdy baty lecą z każdych stron. W miejscu, gdzie nie ma już nadziei i miejsca na jakąkolwiek wiarę.. Wiarę, że dasz radę. Że podołasz.

Medytuj. Odnajdź siebie. I pokochaj z całych sił. I naucz się/przypomnij sobie, jak fajosko możesz się sama ze sobą czuć.

You're ENOUGH!

Jesteś idealna (bądź idealny!) taka jaka jesteś! I najważniejsze jest, żeby się SOBIE podobać - i nie żyć pod czyjeś dyktando - błagam, nie mylcie tego z egoizmem!

Ogólnikowo, bo naszła mnie wena i musiałam wylać myśli na ekran (choć wolałabym na papier, ciekawym jest jak w dobie Wszechobecnej Technologii dużo trudniej zabrać się za "old school'owe" pisanie, zauważyliście? Swoją drogą, kto wysyła kartki rodzinie i przyjaciołom na święta lub wakacji?? Nie wspominając przecież listów! To już zupełny >hardcore<.... ), ot co.  Kiedyś napiszę więcej, treściwiej, obiecuję!

* - gdy nadejdzie odpowiedni moment, kiedyś napiszę o tej najstraszniejszej. Jeśli to się komukolwiek do czegokolwiek przyda rzecz jasna...

Nie pozwól by twoje rany
zmieniły cię w osobę,
 którą nie jesteś.

Sunday 30 March 2014

Układanka..


Jak zapach pomarańczy z rana,

Jak woń bzu w drodze do domu.


Jak dotyk gorącego piasku na stopach, gdy spacerujemy za rękę 
o wschodzie słońca.

Tak złożoną jest myśl
przed zaśnięciem
u Twego boku.



(2006)

Konfucjusz miał rację!



Nigdy nie sądziłam, ba! Nigdy nawet nie marzyłam, że będę w życiu robić to co lubię/kocham. Co przynosić mi będzie taką nieopisywalną satysfakcję i radość.

Jak to mawiał Konfucjusz: Wybierz zawód który kochasz,a już do końca życia nie będziesz musiał pracować. Czyżby to naprawdę było możliwe??

Ale zaraz, zaraz... O co chodzi?

Jestem totalnym świrem dla wielu, ponieważ już dawno zrezygnowałam z jakichkolwiek farmaceutyków i w zamian, od dawien dawna stosowałam naturalne metody leczenia. Conajmniej 3-4 grubiutkie ząbki czosnku na kanapeczce z pomidorkiem, czosnek z miodem, cytryna, olej kokosowy, a nawet nogi moczone w wodzie z musztardą (litewska podpowiedź koleżanki z pracy - na przeziębienie).

Potem przyszła pora na aromaterapię olejkami eterycznymi - to były moje metody leczenia mojej rodziny. Eukaliptus, mięta, rumianek, goździki, sosna, geranium, bergamot, rozmaryn, majeranek, do wanny, do waporyzera, na poduszkę. Wtedy nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że są na rynku olejki, które nie dość, że leczą poprzez zapach, to są na tyle czyste że można je zastosować bezpośrednio na skórę (nawet noworodka!) a na dodatek można je zwyczajnie w świecie PIĆ! Tak, tak, można je spożywać! To był ogromny 'szok' ... Win win!

Farmers Market w Skerries Mills
Gdy pewnego razu na tak zwanym craft fair (miejsce - coś jak festyn, albo dożynki - gdzie swoje produkty wystawiają ludzie, którzy tworzą 'coś' w domu - własne mydła, biżuterię, galanterię, przetwory, etc) koleżanka 'od mydeł' wspomniała mi o olejkach doTerra i o tym, że są spożywcze i milion razy lepsze niż każde inne mi znane. Byłam w siódmym niebie! Będą IDEALNE dla moich dehydrowanych* smakołyków!

Nie dość, że są 'medical grade', czyli mogą (i są!) przepisywane zamiast konwencjonalnych medykamentów, są od tysięcy lat używane w naturalnej (czyli tej PRAWDZIWEJ) medycynie, to jeszcze tak niewiarygodnie pachną i smakują!! Jedna kropla olejku mięty pieprzowej odpowiada 28 filiżankom naparu z tejże mięty! Olejki cytrusowe po otwarciu zachowują właściwości nawet do 100 lat! Pomagają zwalczać depresję, stres, zmęczenie oraz adresują całe mnóstwo innych problemów zdrowotnych - ach, mogłabym o nich pisać i pisać!

Uwielbiam je, ponieważ odmieniły moje życie - pomogły mi w niewiarygodny sposób, dały mi władzę totalną nad zdrowiem moich bliskich, pomogłam dzięki nim już tak wielu - i to naprawdę niesamowite uczucie!

Dziękuję Wszechświatu za nie i życzę Wam, byście robili w życiu to, co kochacie równie mocno i żebyście w końcu naprawdę byli szczęśliwi Kochani!


Mother's Day - czyli Dzień Mamy po irlandzku!

Praca człowieka trwa od świtu do świtu, za to praca Matki nigdy się nie kończy.

To już szósty rok gdy mogę sobię złożyć te życzenia, drugi gdy mogę złożyć je sobie podwójnie. Dlatego dziś świętuję je dwa razy mocniej!

Szczęśliwości, wytrwałości, cierpliwości i wyrozumiałości Kochane Mamuśki! Nie jest łatwo, ale dobrze wiemy, że uśmiech, przytulas i TEN wzrok potrafi wymazać każde zmęczenie, każdy smutek i każdy przecież problem. Choćby na chwilę.

Życzę Wam moje drogie Mamusie, abyście były (prawie) zawsze w stanie powstrzymać się od krzyku, który przecież robi więcej złego, niż mogłoby się nam wydawać... Życzę Wam także, żebyście nie zapominały o sobie - kąpiel w cytrusach i solach Epsom i Himalajskiej, z kadzidełkami, maseczką z błota bądź czekolady i lampką kordialu z Czarnego Bzu potrafi przecież zdziałać cuda! Czytajcie dużo, śpiewajcie jeszcze więcej, tańczcie i skaczcie do utraty tchu. I bądźcie. Po prostu.

Przesyłam Wam dziś całe mnóstwo miłości! Buziol!

Surowa Hartowana Czekoladowa Doskonałości.

Kupowanie masła kakaowego w sklepie ze zdrową żywnością wcale mi się nie opłaca.. Takie 300gramowe opakowanie zostaje pochłonięte 'na żywca' w ciągu tygodnia. Albo i 2 dni. Zależy kto dorwie się do niego pierwszy...
Tym razem doszła paczuszka z kilogramem tego masła, gdzie już połowa została wykorzystana w ten sam dzień na robienie czekoladek. Oto i one:


Serduszka z nadzieniem migdałowo-daktylowo-bananowym, pałeczki z olejkami doTerra (Peppermint i Citrus Bliss), mleczne owocki, cała masa 'zwykłej' czekolady oraz trufelki, któych zostało już tylko 3..

Nie mogę być skromna, bo te czekoladki to chyba najlepsze czekoladki, jakie w życiu jadłam... A zrobienie ich zajmuje trochę ponad kwadrans!

Składniki:

500 gram ekologicznego surowego masła kakaowego
200 gram ekologicznego nierafinowanego cukru (albo jakikolwiek inny naturalny słodzik - syrop z agawy do tej kategorii się NIE ZALICZA - cukier kokosowy to najlepszy wybór, ale jeśli nie macie do niego dostępu, to zwykły trzcinowy, miód czy też stewia też się nada.)
200-250 gram ekologicznego surowego kakao (bądź też karobu - dla wegan)

Magia:

W kąpieli wodnej rozpuściłam masło kakaowe, dodałam zmielony cukier (na cukier puder) oraz kakao. Następnie wszystko blendowałam i wystudziłam ciągle mieszając (to właśnie temperowanie, od słowa 'temper' - hartowanie czekolady by była piękna i błyszcząca na przykład). Część czekolady zostawiłam samą sobie, bo smak był powalający tak czy siak, częścią natomiast oblałam trufelki, które były wynikiem oczywiście totalnej improwizacji i eksperymentowania. Tym razem w ich skład wchodziło:

100-150 gram mielonych migdałów
20 gram (bądź wedle uznania) masy daktylowej*
garść ulubionych ekologicznych orzechów (tutaj brazylijskie i pecan)
szczypta ziaren Chia
łyżeczka domowego ekstraktu z wanilii** (bądź dobrej jakości sklepowego)
pół ekologicznego banana
garść ekologicznych ziaren konopii
extra virgin ekologiczny olej kokosowy

< * - daktyle namaczamy przez dwie godzinki w letniej (chcemy mieć surową czekoladę, więc żadnego wrzątku!) przefiltrowanej wodzie i nastepnie po wypłukaniu blendujemy
** - laskę wanilii kroimy na pół, wrzucamy do słoika typu wek i zalewamy spirytusem, bądź wódką. Zostawiamy na kilka tygodni/miesięcy - w zależności od ilości. Wywar ma mieć kolor ciemny brąz. Bo dziewczyny lubią brąz, szczególnie waniliowy ;) >

Wszystkie składniki wrzuciłam do blendera aż do połączenia (ale nie zbyt długo, by zachowało 'chrupką' konsystencję). Następnie do lodówki na pół godzinki by spokojnie można było formować kuleczki.


Kolejną część czekolady wzbogaciłam moimi cudownymi olejkami eterycznymi doTerry* o smaku Mięty Pieprzowej oraz Citrus Bliss, w którego skład wchodzi: mandrynka, klementynka, dzika pomarańcza, grapefruit, bergamotka, oraz extrakt z ziaren wanilii. Pychota! Są tak pyszne, że następna partia będzie właśnie wyłącznie z tymi olejkami!